Z dziada pradziada przekazywana jest stara opowieść, że dorośli najlepiej wiedzą, co powinny robić dzieci, jak się zachowywać, co robić, a czego nie robić?

Dorośli wiedzą przecież najlepiej, co jest dobre dla dziecka.

Lubimy kontrolować, nie zdając sobie sprawy, że nadmierna kontrola prowadzi do konfliktów.

Pomimo, iż człowiek wiele potrafi, wynalazł żarówkę, komputer i  tysiące innych wynalazków, wciąż posiada braki w rozwiązywaniu konfliktów.

„ Kto ojca i matki nie chce słuchać, to raz musi psiej skóry posłuchać.”

„Kto nie słucha ojca, matki, ten posłucha psiej kołatki.”

„Kto nie słucha ojca matki, będą bić go własne dziadki”.

„Dzieci i ryby głosu nie mają”.

To tylko niektóre przysłowia, które jasno przyznają prym silniejszemu oraz zdecydowanie faworyzujące rację rodziców.

Kiedyś role społeczne były ściśle sprecyzowane. Rodzice mają władzę, a dzieci powinny ich słuchać. Nieposłuszeństwo dzieci było karane laniem.

W istocie stare dobre dzieje nie były tak idealistyczne i jasne. Perspektywa dziecka przerażała.

Wychowanie dziecka to przecież dużo więcej niż behawioralny kij i marchewka.

W tym roku 1 czerwca obchodzimy szczególny dzień dziecka, ponieważ przypada on w roku 30 rocznicy uchwalenia Praw Dziecka przez ONZ. Już 20 listopada przypada ta ważna rocznica.

Co się zmieniło zatem na przestrzeni tych 30 lat rozwoju populacji ludzkiej i jej stosunku do dzieci?

Czy dzieci mają głos, wybór, czy się liczą dla dorosłych, swoich rodziców, dziadków, czy nauczycieli?

Obserwuję dwójkę swoich dzieci i każdego dnia utwierdzam się w przekonaniu, że dorosły nie zawsze ma rację, a dziecko potrafi dokonywać trafnych i racjonalnych wyborów, jeśli tylko mu na nie pozwolimy.

Ze względu ma utarte z schematy z przeszłości oraz nowoczesny model tak zwanego bezstresowego wychowania wielu rodziców czuje się zagubionych. Nie wiemy jak wychować własne dzieci.

Granica między pobłażaniem, a autorytaryzmem jest bardzo cienka.

Z jednej strony pragniemy samodzielności naszych pociech, z drugiej ciągle kwestionujemy „złe wybory” dziecka. Pragniemy, aby nasze dziecko respektowało zasady, ale sami ich nie przestrzegamy. Nie szanujemy swoich partnerów, ale oczekujemy, że dziecko będzie szanowało nas.

Pragniemy dobrych relacji ze swoim dzieckiem, zapominając o tym, że to wymaga ciężkiej pracy każdego dnia.

Krzycząc, pragniemy być wysłuchani.

O co właściwie chodzi w wychowaniu? Jak osiągnąć stan równowagi między skrajnościami?

Wychowanie to relacja. Partnerska relacja, taka w której współdziałanie nie władza jest głównym pierwiastkiem.

Relacja, które nie oznacza bynajmniej wykorzystywania. Partnerstwo pomaga w rozwijaniu się zarówno dziecku jak i jego rodzicom. Rozwój dziecka jest konsekwencją wychowania i pomaga pofrunąć w dorosłość.

W jaki sposób zbudować koalicję we własnym domu?

Właściwie współpracę zaczęliśmy już w momencie narodzin naszej pociechy. Tak, i niech nie kiwają głową Ci, którzy obserwując nastoletnią córkę z kolczykiem w uchu, w duchu powtarzają „ To nie moje dziecko”.

Pamiętasz jak ten zakolczykowany nastolatek płakał jako niemowlę? Przypomnij sobie, co wtedy robiłeś? To było właśnie partnerstwo.

W wychowaniu chodzi przecież o to, żeby rodzic miał wpływ na dziecko. Nikt nie chce kontroli.

Twoja córka/ syn też chce mieć wpływ.

Posiadanie wpływu jest podstawą do udanego szczęśliwego życia, w którym możliwe jest podejmowanie dobrych wyborów.