Edyta Borowicz Czuchryta to ambasadorka Programu E- Twinning w województwie lubelskim, Educator Microsoft, członkini Superbelfrów RP, beneficjentka i prelegentka wielu programów i konferencji poświęconych edukacji oraz nowoczesnym technologiom.

Pani Edyta to przede wszystkim nauczyciel z pasji, który własnym przykładem inspiruje dzieci, młodzież, nauczycieli do działania.

Miło mi było poznać Panią Edytę podczas jednego ze szkoleń, które z wielkim zaangażowaniem przeprowadziła dla szkoły podstawowej, w której pracowałam w Lublinie.

Dziś, po około 5 latach, mamy przyjemność porozmawiać o edukacji, wyzwaniach XXI wieku, kreatywnym działaniu uczniów oraz edukacji pozytywnej, angażującej, pomimo trudów dnia codziennego.

Wraz z Panią Edytą zapraszamy do świata edukacyjnych inspiracji.

Bo uczenie się inspiruje.

 Agnieszka: Dlaczego wybrała Pani zawód nauczyciela?

 Edyta: To przypadek zadecydował, że zostałam nauczycielem. Nie planowałam tego. Praca w Gimnazjum w Łucce w charakterze nauczycielki języka angielskiego miała być tylko na przysłowiowe pięć minut.

Ale się przedłużyła…

– …o 17 lat. Najpierw jednak widziałam siebie w Ośrodku dla Dzieci Niewidomych i  Słabowidzących, po to wybrałam pedagogikę specjalną na UMCS w Lublinie. Na piątym roku pedagogiki specjalnej miałam już jednak tak dużo wolnego czasu, że postanowiłam poszukać pracy. W jednej ze szkół pod Lubartowem potrzebowali akurat anglisty, a ja angielski znałam, choć filologię angielską rozpoczęłam już pracując.

Wydawało mi się, że nie dam rady, zajęcia mieliśmy co tydzień od piątku do niedzieli, ale  wciągnęło mnie.Miałam też nadzieję, że dzięki tym studiom ta chwilowa, jak mi się wówczas wydawało, przygoda z językiem angielskim, potrwa odrobinę dłużej.  Bo to miało być naprawdę na pięć minut, ale tak mnie pochłonęło, że wszystko robię, by trwało jak najdłużej.

Agnieszka: Pani Edyto, skąd pomysł na aktywne działanie w e Twinning, kiedy się zrodził, w jakich okolicznościach i jak wpłynął na Pani karierę zawodową, życie?

Edyta: Moja przygoda z e Twinning zaczęła się, ponieważ byłam i jestem trochę niecierpliwa. Jak większość, nie lubię czekać… Wzięłam udział w seminarium kontaktowym na Majorce. W oczekiwaniu na wyjazd napisałam do kilku uczestników jeszcze przed seminarium i tak powstała grupa partnerska. Kiedy się spotkaliśmy, wiedzieliśmy, że to jest to i uda nam się. Od razu przeszliśmy do działania. Przygotowaliśmy projekt Comeniusa i aplikowaliśmy.

Najlepsze przed nami: oczekiwanie i rwanie płatków z kwiatków: uda się… nie uda się…

Każdego dnia wysyłałam do szkół partnerskich maile, że musi się udać, żeby dodać im trochę otuchy. Chciałam utrzymać kontakt. Utrudniony był kontakt wzrokowy, więc zasypywałam ich mailami. Wówczas Aleksander, nauczyciel ze szkoły w Holandii, zaproponował mi, żebyśmy zrealizowali projekt e Twinning. Przyznaję, że nie miałam zielonego pojęcia, o czym rozmawiamy, ale oczywiście zgodziłam się natychmiast, choć byłam nieco przerażona.

Jednak grunt to fenomenalny „guru”, który zatroszczy się o najmniejsze szczegóły. Aleksander był niesamowicie cierpliwy.

Nasz projekt „Virtual Journeythrough the Netherlands& Poland” rozwijał skrzydła. To było tak niesamowite, że przestałam czekać na tego Comeniusa. Dwie grupy, one to one, losowo przyporządkowane odkrywały przed sobą dwa różne światy – połączone wspólnymi marzeniami, zainteresowaniami. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. A potem pierwsza Krajowa Odznaka Jakości i już nie można było przestać. 

Kiedy pierwszy raz usłyszałam od Aleksandra o e Twinningu urzekła mnie już sama nazwa, chociaż to zbyt mało, żeby się w coś zaangażować. Ale za tą nazwą był człowiek, który wypowiedział to w tak magiczny sposób, był tak przekonywujący, że nie było innej możliwości, jak podjąć wyzwanie bez pytania o szczegóły. I to jest sedno tego, co chciałabym przekazać wszystkim, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości.

e Twinning to nie program, projekt, forma, kształt – to jest coś czego nie można zważyć, zmierzyć, dowolną ilość razy powtórzyć. To jest coś, co nie poddaje się żadnym wymiarom…

Za tym słowem pełnym magii jest ogrom fantastycznych ludzi, którzy podejmują wyzwania i robią fantastyczne rzeczy.

Agnieszka: Jakie korzyści widzi Pani w projektowym nauczaniu w szkole?

Edyta: Dla każdego nauczyciela jego przedmiot jest najważniejszy. Mówię to jako rodzic i jako nauczyciel. Może to i dobrze, ale dla ucznia wielkim zadaniem jest sprostanie naszym wymaganiom. Od chwili, gdy po raz pierwszy weszłam do klasy lekcyjnej, postawiłam sobie  za cel pomóc uczniom w rozbudzeniu ich wewnętrznej motywacji do nauki, do współpracy z nauczycielem. Wtedy o wiele mniej się męczą brnąc przez ten trudny proces uczenia się.

W młodszych dzieciach jest jeszcze naturalny entuzjazm. Gimnazjalistów „kupiłam” sobie proponując im udział w różnych projektach. Z radością obserwowałam, że zainteresowanych nimi przybywało z miesiąca na miesiąc. Tej młodzieży trzeba pokazywać alternatywę, jeśli oferujemy jej jakieś pozytywne działania zawsze jest nadzieja, że może coś ją zainspiruje.

Agnieszka: W każdej klasie są tacy uczniowie, którzy wchodzą we wszystkie działania, śpiewają w chórze, są wolontariuszami itd., ale co z całą dość obojętną resztą uczniów, jak ją zmotywować?

Edyta: Gdy pracowałam na zastępstwie w gimnazjum w Niedźwiadzie, nawet uczniowie, którzy nie bardzo radzili sobie językowo, zapisywali się do projektów z ciekawości, bo były kontakty online, czaty z Hiszpanami, Włochami. 

– Sami przychodzili, nigdy nikogo nie namawiałam. Gdy zaczynałam tam pracę zaproponowałam udział w projekcie e Twinning. Zaczęliśmy w piątkę, a w trzecim roku mojej pracy w tym gimnazjum zgłosiło się tylu chętnych, że realizowałam trzy różne projekty w tym samym czasie.

Wielką zaletą projektu jest elastyczność. Planując zadania z nauczycielami z krajów partnerskich, robimy to tak, by każdy uczeń znalazł coś dla siebie. Ci  uczniowie, którzy niezbyt dobrze sobie radzą z angielskim, mogą robić  inne rzeczy w projekcie. Np. proszę ich, by pomogli mi technicznie przygotować klasę, wykonali plakaty z symbolami narodowymi.

W momencie, gdy jedni rozmawiają na czacie, inni się przysłuchują. Może dzięki temu nie poprawiają swoich umiejętności językowych, ale  szansa na taką rozmowę z kolegą z Hiszpanii czy Włoch, sprawiła, że  zaczęli się przykładać do  odrabiania prac domowych. Nawet rodzice zwracali na to uwagę.

W Szczekarkowie jest grupa fantastycznych rodziców, którzy są mocno zaangażowani w życie szkoły. W tej niewielkiej wsi  jest tylko szkoła i sklep, więc życie skupia się wokół tego, co dzieje się w szkole.

Wspólnie z partnerami z Turcji i Włoch realizowałam projekt „Teatr jako metoda dydaktyczna wspierająca nauczanie języka obcego”. Każda z naszych szkół miała przygotować przedstawienie „Czerwonego Kapturka”. Ta bajka nas połączyła, bo Turcy, Włosi i my ją znamy i każdy na swój sposób miał ją zaprezentować.

Rodzice byli zaskoczeni i bardzo zadowoleni, gdy zobaczyli, że ich dzieci mogą uczestniczyć w projekcie międzynarodowym. Ciągle przychodzili i o coś dopytywali, w końcu wpadli na pomysł, że skoro mogą występować dzieci to może i oni by mogli.

A e Twinning umożliwia zaangażowanie rodziców. Zrobiliśmy casting, potem próby, rodzice przygotowywali swoje przedstawienie, a uczniowie swoje. Pierwszy raz  zdarzyło mi się coś takiego, ale było to fantastyczne doświadczenie.

Nasza mała szkoła w Szczekarkowie nie ma znakomicie wyposażonej pracowni komputerowej, ale ma rodziców rozumiejących potrzebę kontaktów z innymi.  Zapamiętałam sobie słowa przedstawicielki Microsoftu o tym, że  nieważne jest to, co szkoła ma, ale to, co dana społeczność robi z tym, co ma.

W trzecim roku mojej pracy w Niedźwiadzie włoskie Ministerstwo Edukacji zorganizowało międzynarodowy konkurs „Together in Expo” z okazji Expo 2015. Przystąpiliśmy do niego z 15 osobową drużyną gimnazjalistów.

Zajęliśmy w tym konkursie pierwsze miejsce. To była ogromna radość, że dzieciaki z Niedźwiada wygrały z drużynami z Chin, Japonii, z całego świata,  nikt w to nie wierzył. A w nagrodę uczniowie polecieli do Mediolanu na Expo 2015.

Gdy przyszłam do Szczekarkowa, Włosi organizowali akurat drugą edycję tego konkursu, tym razem „Together in Education”.Zaproponowałam wtedy rodzicom, żeby nasza szkoła wzięła w nim udział. Zaczęli się śmiać, że gdzie tam Szczekarków… Mimo to zapisałam dwie drużyny: przedszkolaków i starszych uczniów. Pomimo początkowego sceptycyzmu rodzice bardzo się zaangażowali.

Misją przewodnią w tym konkursie była ekologia – energia dla życia, dbałość o naszą planetę. Na wiosnę trzeba było przygotować ogród, posadzić kwiaty, namalować obraz, pójść do sklepu sfilmować i zaprezentować uczestnikom w innych krajach jakie owoce i warzywa można kupić w danej porze roku w naszych sklepach i wiele innych. 

W każdej misji rodzice bardzo pomagali, żyli tym, ciągle przychodzili do szkoły, w której z dnia na dzień działo się coś nowego. Nasza drużyna przedszkolaków i młodszych uczniów 3-10 lat Amazing Life  została w tym konkursie drużyną miesiąca kwietnia. A w maju Real Team, drużyna starszych uczniów w kategorii 11-13 lat.  Na prawie 3 tysiące drużyn z całego świata!

Agnieszka: Jest Pani aktywnym nauczycielem, z jakich inicjatyw w swoim życiu jest Pani najbardziej dumna i dlaczego?

Edyta: Odpowiadając na tak skonstruowane pytanie moje myśli od razu biegną do przygody, którą przeżyłam z uczennicami z Gimnazjum w Niedźwiadzie „Together in EXPO”.

Nigdy nie osiągnęłybyśmy tego, gdyby nie uczniowie… oni zawsze byli, są i będą motywacją do podejmowanych działań. Daliśmy sobie szansę. Konkurencja była ogromna, ale było warto.

Przygoda ta, ta inicjatywa, pokazuje, że świat stoi otworem dla każdego. Jestem dumna, że mogłam pokazać światu, z jak fantastycznymi uczniami mogłam wówczas pracować.

Agnieszka: Co dla Pani oznacza przygoda z Microsoft? Jak wpływa na nauczanie? Co zyskują nauczyciele i uczniowie?

Edyta: Każdy nauczyciel pragnie, aby jego uczniowie odnosili sukcesy tak w nauce, jak i w życiu.

Microsoft Education zapewnia narzędzia do tworzenia zintegrowanej klasy i pomaga spersonalizować kształcenie każdego ucznia, pielęgnując dążenie do samodzielności oraz podejmowania własnych decyzji w procesie kształcenia.

Microsoft umożliwia nauczycielom korzystanie z narzędzi i bezpłatnych zasobów, które pomagają utrzymać zaangażowanie uczniów, poznających podstawowe kompetencje niezbędne do życia dzisiaj i w przyszłości.

Dla mnie Microsoft jest fantastyczną szansą na współpracę z nauczycielami z całego świata. Na platformie Microsoft dla Edukacji możesz spotkać inspirujących nauczycieli, dowiedzieć się, jak dzięki technologii dotrzeć do uczniów w zupełnie nowy sposób. Masz również możliwość własnego rozwoju i zdobywania certyfikatów biorąc udział w wielu bezpłatnych i przede wszystkim wartościowych szkoleniach.

Skype in the Classroom umożliwia nawiązanie kontaktów i zaproszenie do sali lekcyjnej nauczycieli, ekspertów z wielu dziedzin z całego świata oraz zabranie uczniów na wycieczkę w ciekawe miejsce.

Wędrowaliśmy na różne kontynenty. Dla każdego ucznia z tak małej szkoły na wsi lekcje ze Skypem są oknem na świat. Dają możliwość kontaktu z żywym językiem bez wychodzenia ze szkoły. Uczniowie mogą kontaktować się z rówieśnikami z całego świata.

Taki kontakt budzi w nich świadomość, że angielski jest narzędziem do komunikacji, a nie nudnym przedmiotem w szkole. Tym samym ułatwia mi zadanie, ponieważ uczniowie mają większą motywację do nauki.

Wirtualne lekcje z najdalszych zakątków świata mają także za zadanie pomóc tym dzieciom, które nie mają łatwego dostępu do edukacji.

Edyta: Zależy mi, aby uczniowie wiedzieli, że ich klasa, szkoła i społeczność są powiązane z całym światem i że oni są mieszkańcami tego świata.

Agnieszka: Jedna najważniejsza cecha, którą musi posiadać nauczyciel, żeby uczniowie go lubili, podążali za nim?

Edyta: Nauczyciel musi być kimś inspirującym dla ucznia, żeby za Tobą podążał…

Agnieszka: Jakie zagrożenie widzi Pani w związku z szybkim postępem technologicznym na świecie, mówi się o III rewolucji przemysłowej, a może niesie on ze sobą szansę dla edukacji?

Edyta: Najnowsze technologie to urządzenia, które są łącznikiem między nauczycielem i uczniem – dwóch zupełnie różnych światów. Nasi uczniowie w przyszłości mogą wykonywać zawody, które jeszcze nie istnieją.

Sama technologia nie wpłynie na zwiększenie wiedzy młodych ludzi czy na ich umiejętności wyszukiwania informacji w Internecie. Żeby to nastąpiło, żeby uczeń mógł znaleźć coś w sieci czy przyswoić sobie wiedzę wykorzystując Nowoczesne Technologie najpierw ktoś, na przykład nauczyciel musi go tą wiedzą zainteresować. Spowodować żeby chciał jej szukać w swoich „zabawkach” tak jak szuka rozwiązań gdy nie może przejść jakiejś przeszkody w swojej ulubionej grze.

Nadal uczniom potrzebny jest nauczyciel, ale taki, który swoją ogromną wiedzę poda im w postaci „cyfrowej” czyli w języku, który najlepiej rozumieją. Dlatego też wcześniej wspomniałam, że nauczyciel musi być kimś inspirującym dla ucznia. Kimś, kto będzie go zaskakiwał w obszarach, które są niesamowite dla niego, a taki się wydaje być świat najnowszych technologii. Wtedy nauczyciel będzie mógł swoim uczniom pokazać fascynujący świat swojego przedmiotu w sposób, który z łatwością podchwycą.

Pyta Pani o zagrożenia?

One są na każdym kroku. Dlatego zawsze podkreślam, że we wszystkim musi być zachowany balans i harmonia. Dziecko samo nie odkryje możliwości jakie przed nim w związku z postępem technologicznym. Będzie odkrywało różne, nowe gry i tyle.

Często rodzice nie są w stanie wspierać dziecka i chronić przed zagrożeniami.

Te zadania są wyzwaniami dla edukacji XXI wieku. To naszym zadaniem jest odkrywać jak korzystać, żeby postęp technologiczny był dla nas wsparciem. Pojawiają się nowe problemy związane z prawami autorskimi, z fake newsami, z zakłamaną rzeczywistością. To szkoła musi pomagać rozwijać w uczniach mądrość cyfrową.

Agnieszka: Pani Edyto, proszę o propozycje, jakie jest Pani zdaniem, najciekawsze multimedialne narzędzie do pracy z uczniami?

Edyta: Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi na takie pytanie. Wszystko zależy od tego z jaką grupą pracujemy i jaki cel mamy do osiągnięcia. Bardzo często wykorzystuję Quizlet, Padlet, Kahoot, krzyżówki online, Learning Apps.

W ostatnim czasie testowałam i odkrywam nowe fantastyczne moce Immersive Reader (składnik Learning Tools). Zostało ono ocenione bardzo pozytywnie przez wielu edukatorów na całym świecie, bowiem wyraźnie ułatwia naukę osobom cierpiącym z powodu dysleksji, dysgrafii, a nawet ADHD.

 

Agnieszka: Co sądzi Pani o ocenianiu uczniów? Czy stopnie w szkole czy są ważne? Jakie wartości są najważniejsze w szkole?

Edyta: To nieprawda, że dziecko spotyka się z ocenianiem dopiero w szkole. Oceny są w naszym życiu wszechobecne. Oceniamy wygląd, charakter, umiejętności, kompetencje, smak i co tylko nam przyjdzie do głowy. Często dokonujemy ocen „na oko”, nie mając rzetelnych informacji na temat ocenianego obiektu. Od tego nie uciekniemy.

Sztuką jest jednak oceniać mądrze, aby nasza ocena i krytyka była konstruktywna i dawała wytyczne, w którą stronę dalej podążać, nad czym pracować. Stopnie natomiast są tylko formą i to dość niedoskonałą, ponieważ nie dają informacji zwrotnej co dalej, co wiem, a nad czym jeszcze muszę popracować.

Zainteresowanie jest ważniejsze niż sama ocena. Jeśli nie poprzestajemy na stwierdzeniu, że praca malca jest „dobra” czy „śliczna”, ale mówimy, co w niej widzimy i co w związku z nią czujemy, dziecko uczy się, że nie ocena jest najważniejsza, ale sama praca.

Rodzice chcą i powinni zdecydowanie wiedzieć, co dziecko już potrafi, a co musi poćwiczyć, co przychodzi mu z łatwością, a co sprawia trudności. Tylko wtedy mogą mu pomóc. I dobrze by było, gdyby takie informacje otrzymywali na każdym zebraniu.

Ocena powinna zawierać wskazówki, jak wspomagać rozwój malucha. I oczywiście możemy polemizować, czy nazywać to „oceną” czy informacją zwrotną, czy wskazówką. To jest tylko gra słów. Skupiajmy się nad tym co istotne.

W niektórych szkołach nauczyciele rozmawiają z każdym uczniem po wykonaniu zadania. W innych wpisują swoje uwagi do specjalnych dzienniczków, w jeszcze innych piszą do uczniów listy. Dzięki temu dzieci czują, że są traktowane poważnie.

Ocena opisowa daje szansę na nawiązanie współpracy między nauczycielem a rodzicami. Wymaga to jednak dobrej woli obu stron. Dlatego warto dopytywać nauczycieli o postępy uczniów. Oczywiście, będzie to wymagać wnikliwego analizowania pracy każdego ucznia, ale takie w końcu jest zadanie nauczycieli.

Niektórzy rodzice niepokoją się brakiem stopni.

Chcieliby wiedzieć, jak dziecko jest oceniane, a kiedy stopnie już się pojawią, pragną, aby dziecko przynosiło same szóstki. W ten sposób można uzależnić malucha od ocen, sprawić, że zacznie się uczyć dla stopni, mało dbając o własne zainteresowania.

Będzie zaspokajać ambicje rodziców, zanim jeszcze staną się jego własnymi. Tymczasem pogoń za najlepszymi ocenami jest mało twórcza, a za to bardzo stresująca. Z naciskiem na bardzo stresująca i często zamazująca faktyczną rzeczywistość.

Uczeń skupia się na ocenie, liczbie, a nie na wiedzy, odkrywaniu świata, swoich zainteresowań i pasji. I coraz częściej uczeń kończący szkołę podstawową nie potrafi bardzo powiedzieć czym się interesuję, albo jakie jest jego hobby, ponieważ uczestniczył w tak zwanej pogoni za ocenami.

Uczniowie, jak i wszyscy ludzie w czasie procesu uczenia się potrzebują informacji zwrotnej, która pozwala im się zorientować jak postępuje ich nauka. Powinni wiedzieć: co już wiedzą i potrafią oraz czego i jak mają się dalej uczyć.

Jednak takich informacji stopień nie zapewnia, zarówno pozytywny jak i negatywny. Uczeń otrzymujący stopień nie wie, co zrobił dobrze, a co źle oraz nie wie w jaki sposób powinien pracę swoją poprawić. Stopień tylko pozornie mobilizuje do nauki. To nauka dla stopni, a nie dla wiedzy i umiejętności. Dla uczniów staje się ważniejsza ocena, niż satysfakcja z tego, że stają się mądrzejsi i więcej potrafią.

Agnieszka: Pani Edyto, pragnę zapytać o KREATYWNOŚĆ, jako wartość dla mnie ważną, jest to Pani zdaniem cecha człowieka czy raczej możemy się jej nauczyć?

Edyta: Nigdy nie będziemy rozwijać u dzieci kreatywności wykorzystując na każdej lekcji gotowe szablony… Kreatywność tkwi w każdym z nas. Dużo zależy tylko i wyłącznie od tego, czego w życiu chcę. Z obserwacji donoszę, że w latach szkolnych często dochodzi do stopowania kreatywności.

Po prostu tak jak każdy z doświadczenia wiem jak wygląda nauka w szkole. Utarte regułki, schematy, których trzeba się trzymać, brak własnych przemyśleń, interpretacji. Brak czasu, podstawa programowa, materiał do zrealizowania, wyniki na egzaminie…

Wszystko to zdusza pomysły w zarodku. Szkoda, bo później nadchodzi czas próby odzyskania tego świeżego powiewu, nieszablonowych rozwiązań, pomysłów.

Osoba kreatywna jest twórcza i pomysłowa.

Tak naprawdę ta cała kreatywność to po prostu działanie.

To tworzenie swojej przestrzeni, wypełnianie swojego czasu niepowtarzalnymi sprawami.

Inspirowanie się i budowanie własnych wizji.

Smutne są nasze spostrzeżenia, ale z dnia na dzień dochodzę do wniosku, że dzisiejsza szkoła nie rozwija w uczniach kreatywności, z jaką przekraczają próg szkoły. Jest to szkoła przepełniona schematami i szablonami.

I tu nowe wyzwanie przed nauczycielami… dbajmy o kreatywność uczniów i uczmy się jej od nich.

Edyta: Rodzimy się kreatywni oraz że swoją kreatywność możemy rozwijać.

Potencjał twórczy, z jakim przychodzimy na świat jest ogromny. Kilkuletnie dzieci, nie posiadające żadnej wiedzy teoretycznej, potrafią wymyślić niebywale wiele praktycznych, nowatorskich zastosowań dowolnych przedmiotów.

Potem, wkraczając w dorosłość, hamujemy swoje zapędy twórcze. Ograniczają nas normy społeczne i kulturowe – to nam wypada, a tego nie wypada robić, to wolno a czegoś innego nie wolno. Wraz z wiekiem mamy skłonność do opierania się na dotychczasowej wiedzy, wcześniejszych naszych doświadczeniach i rutynie.

I nie ma w tym niczego złego, dopóki to doświadczenie, wiedza i rutyna nie zdominuje naszego życia i sposobu naszego myślenia.

Znalezienie swojego balansu pomiędzy szaloną kreatywnością, rozwijaniem się, a czasem na swoje tu i teraz jest bardzo ważne.

Agnieszka: Chciałaby, metaforycznie zapytać o „mapa edukacji dziecka”? Jakie obowiązkowe przystanki w edukacyjnej podróży? 

Edyta: Wiek XXI będzie należał do innowatorów – kreatywnych odkrywców. Osiąganie sukcesów, a nawet sprawne funkcjonowanie w społeczeństwie przyszłości, będzie wymagało od ludzi ciągłego uczenia się.

Dlatego podstawowym celem szkoły powinno być wytworzenie pozytywnego stosunku ucznia do samodzielnego uczenia się.

Powinniśmy sprawić, żeby uczniowie lubili się uczyć, żeby robili to z wewnętrznej potrzeby, żeby nauka miała dla nich osobisty i głęboki sens. Uczniowie powinni nabyć szereg praktycznych kompetencji, które umożliwią im sprawną adaptację do szybko zmieniającej się rzeczywistości.

Uczmy zatem, jak zdobywać wiedzę i jak z niej korzystać, jak myśleć, aby rozwiązywać problemy, jak osiągać cele, efektywnie komunikując się i współpracując, jak radzić sobie z emocjami. Jeśli chcemy tworzyć kreatywnych obywateli, a tego wymaga współczesność, pomóżmy dzieciom znaleźć ich pasje, pozwólmy uczniom błądzić, doświadczać i tworzyć.

Obecne we współczesnej szkole podporządkowanie kształcenia testom, sprawdzającym ilość zapamiętanej wiedzy, nie sprzyja niezależnemu myśleniu, kreatywności i innowacyjności.

Stosowanie metody badawczej w nauczaniu i korzystanie z różnorodnych przestrzeni edukacyjnych uczy odwagi i przygotowuje do różnych nieprzewidywalnych sytuacji w życiu. Jestem na TAK! 

Agnieszka: Mówi Pani o metodzie badawczej, co sądzi Pani zatem na temat „edukacyjnego błądzenia”?

Edyta: Błądzenie w edukacji i odkrywanie nowych przestrzeni, dochodzenie do wiedzy jest w edukacji OK. Musimy kształcić ludzi mądrych i odważnych. To oni będą w przyszłości budowali nasz świat. Muszą być odważnymi i odpowiedzialnymi obywatelami.

Agnieszka: W kontekście wydarzeń obecnych jak i tych z ostatnich miesięcy, chciałabym zapytać jakie są, Pani zdaniem grzechy główne polskiej szkoły oprócz przeładowanej podstawy, niedoinwestowanej oświaty, wypalenia zawodowego?

Edyta: Zaczął się wrzesień, wracamy do codziennego kieratu, pakujemy plecak. Niektórzy się cieszą, inni przeciwnie. Polska szkoła w tym kształcie jaki ma dziś, na starcie roku szkolnego ma wiele wad. Polska szkoła jest w większości potężnie niedofinansowana i to widać, słychać i czuć.

Tak, mamy darmowe podręczniki, 300 + na wyprawkę szkolną, za lekcje nie trzeba płacić. Tablica interaktywna czy komputer w świetlicy postępu nie czynią. Nie to jednak jest najgorsze. Dobrego miejsca dla dzieci nie czynią ściany, wyposażenie czy budynek, a ludzie. I to z ludźmi w polskich szkołach jest największy problem.

Odchodzą fantastyczni nauczyciele z zawodu. Wiem, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale szkoła nie jest zainteresowana zatrzymaniem w edukacji tych najlepszych, którzy mają osiągnięcia.

Co więcej, szkoła zdaje się nic nie wiedzieć o psychologii i fizjologii dziecka. A przynajmniej wiedzieć niewiele, albo zupełnie bagatelizować tą wiedzę.

Dzieci biegają! Dzieci są głośne! Dzieci mają problem z usiedzeniem przez wiele godzin w ławce! Dzieci buntują się przeciwko powtarzalnym zadaniom! Dzieci nie chcą po 8 godzinach w szkole odrabiać pracy domowej!

Zapominamy, że normą rozwojową jest to, że dzieci, przynajmniej ogromna większość jest żywotna, pełna energii, potrzebuje ruchu, zabawy i aktywności, które równoważą dziecięcy temperament.

Uczyć można się na wiele sposobów, a usadzenie w ławce tych najmłodszych nie jest ani ani zdrowy, ani skuteczny.

Tymczasem nauka w polskiej szkole to ciągle w wielu miejscach wypełnianie setek stron ćwiczeniówek. Wiele zależy od nauczyciela, ale nie jest absolutnie prawdą, że trzeba uczyć w ten sposób. Niestety, tak jest w pewnym sensie dla pedagoga najprościej.

Problemy nie dotyczą zresztą tylko małych dzieci.

Te starsze spędzają na lekcjach po 7-8 godzin, po czym wracają do domu i przez kolejne 2-3 czy nawet 4 godziny odrabiają lekcje i uczą się do klasówek. Wielu rodziców dzieci energicznych, ciekawych, inteligentnych i aktywnych słyszy od wychowawców, że ich dzieci są niegrzeczne, przeszkadzają na lekcji i muszą się poprawić.

Część się przystosuje, część na wiele lat znienawidzi szkołę, a przecież indywidualizm to jest coś co powinniśmy pielęgnować jak skarb, a nie wycinać w pień!

Wiele dzieciaków w wieku 14-16 lat mówi, że najgorsze co można w szkole zrobić to zadrzeć z nauczycielem. Poglądom tym kibicuje również wielu rodziców, którzy boją się jakiejkolwiek interwencji w szkole, nawet jeśli ich dziecku dzieje się krzywda czy niesprawiedliwość. Sytuacja, która pozostawia wiele do życzenia.

A gdzie miejsce na dialog, na rozmowy, na poszukiwanie wspólne rozwiązań i współpracę między szkołą a rodzicami? Czyżby brak czasu, chęci?

Coraz częściej słyszy się, że szkoła jest nudna.

Niby nic wielkiego, ale nuda jest dla dzieci często  zniechęcająca do procesu uczenia się. Dzieci w szkole nudzą się na tysiąc sposobów, a przecież to co robią może być i często na początku wydaje się im cudowne i pasjonujące.

O przyrodzie można czytać z podręcznika, ale można też pójść do pobliskiego parku i ją zobaczyć. Do tego, żeby szkoła przestała być nudna wcale nie potrzeba pieniędzy. Nie trzeba drogich pomocy naukowych, tablicy interaktywnej, czy tabletu dla każdego.

Z moich obserwacji wynika, że tego dzieci mają aż za dużo. Mają za to za mało prawdziwych kontaktów ze światem i nauki, która zlewa się z zabawą. Mają za mało przygód, a za dużo obowiązków. I dlatego w pewnym momencie zaczynają traktować szkołę jak zło koniecznie. Jeśli nie wszyscy, to niestety wiele z nich.

 

Agnieszka: Jaki jest Pani sposób na udany dzień w szkole?

Edyta: Nie byłoby nas nauczycieli, gdyby nie uczniowie! Oni są moją motywacją. 

Dla nich się uczę i doskonalę, żeby być kimś inspirującym każdego dnia.

I mnie i ich zawsze obowiązują zasady: Kiedy pracujemy to pracujemy, kiedy rozmawiamy to rozmawiamy, jest czas na naukę i na żarty.

Czas na wspólne osiąganie celów z uśmiechem na twarzy.